W codziennym życiu „na Cloud 9” oznacza czuć się na szczycie świata, ale dla surferów na tropikalnej wyspie Siargao to znacznie więcej niż tylko to.
Zanim przybyłem do Siargao na południowym wschodzie Filipin, spędziłem ostatnie trzy miesiące podróżując i surfując po Australazji i południowo-wschodniej Azji, biorąc udział w popularnych hotspotach, takich jak Bali i Złote Wybrzeże Australii, ale co jakiś czas słyszałem szept: Cloud 9.
Na co dzień „na Cloud 9” oznacza uczucie podniecenia, na szczycie świata, ale dla surferów to coś więcej niż tylko to. Cloud 9 to nazwa najsłynniejszej fali na Filipinach, a wyspa Siargao jest regularnie oceniana jako jedno z 10 najlepszych miejsc do surfingu na świecie. Tylko to wystarczyło, aby zarezerwować kolejne loty – w sumie dwa dni podróży – które ostatecznie doprowadzą mnie do Siargao Nie ma jeszcze bezpośrednich lotów do Siargao z Manili, ale to część tego, co utrzymało Siargao i jego wybrzeża w nieskazitelnym stanie. A to oznacza, że ta tropikalna wyspa o ciepłym klimacie pozostaje rajem otoczonym rafami koralowymi i piaskowymi barami, co czyni ją idealnym miejscem do nurkowania i surfowania.
Spis treści:
Nurkowanie i surfowanie w Siargao
Morze jest wszechobecne, gdziekolwiek pójdziesz na Siargao. Kiedy leżysz w łóżku, słyszysz, jak fale rozbijają się o brzeg. Kiedy wychodzisz, to zawsze jest na widoku. A kiedy chcesz wskoczyć z jednej malowniczej wyspy na drugą, jedynym sposobem, aby to zrobić jest łódź. Ale z powrotem do Cloud 9, raison d’être dla mojej podróży. Jej grube, puste rury sprawiają, że jest idealna do surfingu, zwłaszcza od listopada do kwietnia, kiedy fale są bardzo puchnące. Te dodatkowe cale wody podnoszą surferów wygodnie nad rafą, która w przeciwnym razie czai się niebezpiecznie blisko powierzchni wody. Wypłynąłem na Cloud 9 z Siargao Bleu z garstką innych surferów, naszymi deskami i sprzęgiem wieszaków, którzy siedzieliby na plaży i patrzyli. Łódź była drewniana, stylizowana na tradycyjną łódź rybacką, ale z ryczącym silnikiem na pokładzie. Przerzucaliśmy się przez szczyty fal, odbijając się w powietrzu, gdy uderzyliśmy w jedną z nich prosto w dół, a następnie rozbijając się z powrotem z mrugnięciem okiem. Ledwie skończyło się śniadanie, ale wciąż kilka piw przechodziło z rąk do rąk. Oczekiwanie było coraz większe. Zamieniając się w zatokę, pół tuzina surferów jechało już na Cloud 9. Pewnie wyruszyli o świcie, by dotrzeć do siebie z falami. Łódka miała na tyle płytkie zanurzenie, że mogła podciągnąć się blisko plaży, więc zdjęliśmy sandały i wiosłowaliśmy ostatnie kilka metrów. Woda była co najwyżej głęboka na kolana. Spacer po molo pokrytym monsunami prowadzi nas obok większości koralowców i w promieniu 200 metrów od szczytu. Temperatura powietrza już się ocieplała i choć woda była jeszcze chłodna, to wpadanie do niej ledwo nas drażniło. Inaczej niż w gorzko-zimnych miejscach północnej Europy, tutaj nie było w zasięgu wzroku mokrego kombinezonu. Nadszedł czas na przejażdżkę Cloud 9, a ja stanąłem przed nim z lekkim przerażeniem. To nie jest jazda dla początkujących (w pobliżu jest dużo łatwiejszych fal), bo trzeba być pewnym siebie i zwinnym na desce surfingowej. Profesjonalni surferzy rywalizują na Cloud 9 podczas corocznych zawodów Siargao Cup, międzynarodowych zawodów surfingowych, i sprawiają, że wygląda to bez wysiłku. Mogę cię zapewnić, że tak nie jest! Ale jest coś w jeździe na tej fali, co sprawia, że przewyższa wszystkie inne. Szybkość i wysokość Cloud 9 na pewno dają kopa adrenaliny, ale jej radość jest również w szerszym kontekście. To ciepło słońca na twarzy lub plecach, czystość wody, a także fakt, że kiedy naprawisz swoje spojrzenie przed siebie, pada ono na tropikalną sielankę. Surfing to głodna praca, a do połowy popołudnia byłem zmęczony i głodny. Wróciłem na plażę, by spotkać się z naszym żeglarzem. Podczas gdy ja surfowałam, on przygotował prawdziwą ucztę. Świeżo grillowany tuńczyk, złowiony kilka godzin wcześniej, to taki składnik, z którego musi być zrobione kulinarne niebo. W towarzystwie gotowanego na parze ryżu i ogromnych plasterków różowo-czerwonego arbuza, była to najświeższa i najsmaczniejsza kuchnia filipińska. Prawie zbyt pełna, by się poruszać, nie mówiąc już o powrocie na deskę surfingową, zrobiliśmy sobie drogę powrotną do łodzi. Inaczej niż rano, gdy spieszyliśmy się do Cloud 9, teraz nie było takiego pośpiechu. Wyczuł to żeglarz, a my wróciliśmy do Siargao Bleu w znacznie wolniejszym tempie. Zbliżając się do kurortu, żeglarz wyłączył silnik i łódź zaczęła dryfować. Złamana woda ustabilizowała się i patrząc z boku widzieliśmy prawdopodobnie na głębokość 15 metrów, a być może nawet więcej.